Cycling: The Strive Diaries #3 zabiera nas do Valloire na trzeci wyścig Enduro World Series. Ines Thoma i Joe Barnes z Canyon Factory Team pojechali solidny wyścig z dwoma najlepszymi wynikami.
Trzeci wyścig, nowy kraj, inny dom: podczas gdy Joe Barnes miał wyraźną przewagę u siebie na ostatnim przystanku Enduro World Series (EWS) w Szkocji, w zeszły weekend ponownie zaplanowano wyścig u siebie. Francja jest i pozostaje duchową ojczyzną enduro z mnóstwem jeźdźców i wyścigów. Miejsce w Valloire u podnóża słynnej przełęczy Galibier na stałe zagościło w kalendarzu wyścigów od prawie 10 lat i w końcu jest częścią tegorocznego Enduro World Series jako francuski punkt odniesienia – jak się później okazało, absolutnie zasłużone.
Od śliskiego piasku w Chile po błotniste korzenie w Szkocji, trzecia runda EWS we Francji doprowadziła do wspomaganego windą, szybkiego uderzenia w Alpach, w połączeniu z absolutnie dramatycznym terenem w technicznych pasażach. Do tego dochodzi trudność samego formatu francuskiego. Trasy są ściśle tajne do czwartkowego wieczoru przed wyścigiem, a następnie można je zwiedzać pieszo w piątki. Ale jeśli chcesz dać z siebie 100% w dniu wyścigu, nie możesz nawet myśleć o intensywnym ucieczce. Cienka granica między znajomością szlaków a zmęczonymi nogami, zwłaszcza że wspomaganie podnoszenia jest dostępne tylko na początku oficjalnego wyścigu.
W dniu samego wyścigu kolarze mogą następnie ukończyć przejazd treningowy, po którym następuje pierwszy przejazd z pomiarem czasu na tym samym etapie. Gdy etap trwa do 20 minut, koncentracja wzrasta dwukrotnie – zapamiętanie każdego kamienia to nie lada wyzwanie.
Ines Thoma po pierwszym biegu treningowym:
„Wysokie alpejskie, brutalnie strome i kamieniste serpentyny na samym początku, a potem naprawdę szybki odcinek, na którym po prostu jedzie się przez łąkę, ale z paskudnymi grubymi kamieniami po lewej i prawej stronie. To dość trudne dla głowy. Moje motto brzmiało: po prostu odpuść!”
Brutalny był tutaj dobrym słowem kluczowym. Po pierwszym biegu co minutę następowały upadki, przebite opony i inne usterki techniczne. Cel był jasny: zawodnik i motocykl muszą bezpiecznie dotrzeć do mety. Bo taki francuski wyścig Enduro z sześcioma etapami na raz jest cholernie długi. Na szczęście nasi jeźdźcy Ines, Joe i Ludo May mądrze i czysto wybrali swoje linie i oszczędzono im złego diabła.
Mechanicy Canyon Crew zapewniają motocyklom perfekcyjny serwis w nocy z soboty na niedzielę, ale niestety, nawet ze świeżym materiałem, nie udało się uniknąć upadków.
.
Po całkowicie bezwypadkowej sobocie Ines podczas pierwszego przejazdu w niedzielę rano uderzyła w skalne pole i nie była już w stanie obronić swojej dobrej pozycji startowej. To był jeden z tych dni, kiedy nic tak naprawdę nie pasuje. Joe i Ludo szybko odnaleźli swój rytm i sprowadzili dobre biegi do doliny. Dali z siebie wszystko iw nagrodę wszyscy mogli spodziewać się kolejnego wyniku w pierwszej dziesiątce z 10. miejscem dla Joe i 16. miejscem dla Ludo.
Podsumowanie wyścigu Joe:
„Runda we Francji obfitowała w wiele niespodzianek. Odcinki są ustawione inaczej, format jest inny niż w innych miejscach, podobnie jak same wyścigi.Wszystkie niespodzianki nie były problemem i świetnie się bawiłem, mierząc się z nimi. Czułem się, jakbym stawał się coraz szybszy przez cały weekend. Bardzo się cieszę z 10. miejsca.”
Po francuskiej przejażdżce piekielnej jest teraz chwila wytchnienia, aby wyleczyć zmęczone kości i osławioną pompę ramienia. Za trzy tygodnie wyruszymy na kolejne wyzwanie do La Thuile we Włoszech. Zbliża się czwarta runda Enduro World Series... - nie możemy się doczekać, co szykują dla nas Włosi.