Blog: Co za dzień na Prostyle Cycle Camp na Teneryfie. Chociaż dzisiaj było kilka metrów różnicy wysokości, co czwartego dnia niektórych bolało, zapierający dech w piersiach widok i panoramy wręcz idealne zrekompensowały każdą kroplę potu.
Początek dnia był równie spokojny jak w ostatnich dniach: Po przygotowaniu się do wycieczki przy jednym z licznych bufetów śniadaniowych, spotkaliśmy się o 9:00 na molo i o 9:30 potoczyliśmy się wygodnie razem.
Wycieczka po osławionym Teide pierwotnie planowana była na dziś, ale przewodnicy prostylowi już dawno temu zrezygnowali. Z jednej strony jest już dziś znowu godzina 17:30, „Wszyscy na pokład”, a z drugiej strony nogi niektórych uczestników są dość ciężkie – nic dziwnego, w końcu dobre 5.000 metrów wysokości skumulowało się w ciągu ostatnich trzech dni.
Trasa alternatywna prowadzi przez dobre 70 km i nieco ponad 1.000 m w głąb wyspy. Oprócz tego była też dzisiaj „grupa cappuccino”, która wygodnie dojechała rowerem na plażę iz powrotem - dla tych w programie było bardzo relaksujące 30 km.
Podobnie jak na Maderze mieliśmy dziś do dyspozycji pojazd eskortujący, który nie tylko przewoził jedzenie w postaci żeli, batonów i wody, ale także dawał świetne możliwości do robienia zdjęć. Po kilku kilometrach kolarze minęli granice miasta Santa Cruz i właściwie w tym momencie zaczęło iść pod górę.
Nawet jeśli dzisiejszy podjazd był tak długi jak na Maderze kilka dni temu, to dzisiaj był znacznie mniej stromy, rzadko przekraczając 10%. Wąska ścieżka wiła się w górę zielonego wzgórza i prawie na każdym zakręcie oferowała zapierający dech w piersiach widok na wybrzeże.
Pot też lał się strumieniami z powodu jasnego słońca, ale kiedy cała grupa dotarła na szczyt i spojrzała w dół z punktu widokowego na bezkresną zieleń doliny, wysiłek szybko poszedł w niepamięć.
W każdym razie dzisiaj i wczoraj fajnie było zobaczyć jak poszczególne grupy odnajdują się w gronie uczestników. Są żarty, wiwatowanie, pchanie, hamowanie – ostatnie kilka dni połączyło się iz pewnością zaowocowało jedną lub drugą przyjaźnią.
Ze szczytu umiarkowanie strome zejście, a następnie zejście do doliny La Laguna. Tutaj jednak trzeba było zachować ostrożność, ponieważ droga przez cały dzień jest częściowo zacieniona i porośnięta mchem: duże ryzyko poślizgnięcia! Na szczęście wszyscy uczestnicy zeszli bezpiecznie i bez upadku.
Na dole trasa prowadziła do tętniącego życiem uniwersyteckiego miasta La Laguna. W nagrodę i na zakończenie wycieczki w jednej z wielu małych uliczek starego miasta podano kawę, espresso, ciasto i inne przysmaki. Nastroje dopisywały ze względu na wyjątkowo udany dzień.
Popołudniowy program na Mein Schiff 4 był wyjątkowo relaksujący i do wyboru był basen, sauna, basen, taras słoneczny lub... Wieczorem prawie 20 uczestników zebrało się w jednej z sal konferencyjnych na mały wieczór filmowy. Półgodzinny raport na temat Tour Transalp pozostawił otwarte usta.
Jutro ostatni etap już czeka: jedzie na Fuerteventurę, wyspę wiatru - nie bez powodu popularne miejsce treningów wielu triathlonistów. Ponownie do wyboru będą dwie trasy - 110 lub 80 km po płaskim, pofałdowanym terenie z pewnością zapewni szybki finał Prostyle Cycle Camp.
Schreibe einen Kommentar