MTB News: Po przejściu do Team BULLS Alban Lakata opowiada nam o swoich planach na przyszłość, dobrej chemii w zespole z nowym partnerem Karlem Plattem i nieco niefortunnym zakończeniu Canyon Topeak Factory Racing.
Witaj Alban, miło cię tu widzieć, ale szczerze mówiąc, trochę zaskakujące. Jak doszło do twojego przejścia do Team BULLS? Od dawna masz plany?
Pierwszy kontakt przyszedł przez Karla (Platt, kierowca zespołu Team BULLS, notatka zm. redaktor.) warunki. Ma dobrą pozycję w drużynie. A kiedy Karl ma coś na głowie, nie poddaje się tak łatwo. Kiedy pod koniec sezonu stało się dla mnie jasne, że wyścigi Canyon Topeak Factory Racing nie będą kontynuowane, Karl podszedł do mnie i zapytał, czy nie chciałbym jeździć z nim w następnym sezonie.
Znaliście się wcześniej? I czy to naprawdę takie łatwe?
Oczywiście znacie się po tylu latach, ale nigdy nie było naprawdę bliskiego kontaktu. Jeszcze kilka lat temu nikt z nas nie mógł sobie tego wyobrazić (śmiech). Nie dlatego, że się nie dogadywaliśmy, ale dlatego, że ten pomysł był nam obu obcy. Karl był Bullsem, ja Canyonem – to wszystko.
Sytuacja była dla mnie trochę trudna, ponieważ właściwie miałem już bardzo dobry kontrakt z innym zespołem, który był gotowy do podpisania. Ale nie byłbym tam w 100% aktywny w sporcie wyczynowym. Nadal startowałbym w wyścigach, ale tam też zająłbym się rozwojem motocykli i budowaniem zespołu.
Dla wielu kierowców w twoim wieku byłby to logiczny krok
Jasne, tak. Nowe zadanie również by mi odpowiadało. Może i mam 39 lat, ale wciąż mam przed sobą dwa lub trzy bardzo dobre lata w czołgu i kilka celów, które wciąż chcę osiągnąć w mojej karierze wyścigowej. Kiedy Karl przyszedł do mnie z tym pomysłem, kierowca wyścigowy we mnie eksplodował i naprawdę tego chciałem.
Czy to takie łatwe? Dwóch kierowców rozmawia o zmianie i tyle?
(śmiech) Nie, to nie jest takie proste. Oczywiście trzeba powiedzieć, że sport MTB do dziś jest jak wielka rodzina. Może to brzmieć banalnie, ale w praktyce tak jest. To jeden z powodów, dla których my, kierowcy, wciąż pracujemy bez kierownika. Jasne, chodzi też o pieniądze i może ktoś taki by pomógł, ale jakoś nie do końca pasuje to do filozofii. Oprócz tego Karl oczywiście pomógł zbudować zespół BULLS, a jego słowo ma znaczenie w zarządzaniu.
Co przekonało Cię do zmiany?
Miałem poczucie, że zmiana scenerii mogłaby mnie jako sportowca wznieść na wyższy poziom. W końcu dziesięć lat wcześniej zawsze byłem w tym samym zespole i było trochę za dużo rutyny, muszę przyznać z perspektywy czasu. Zawsze dobrze się udawało i to był mój sportowy dom, ale nieświadomie jako sportowiec czujesz się trochę zbyt komfortowo. Poza tym wygrana w Cape Epic jest jedną z rzeczy, których mi brakuje w mojej karierze. Prowadzenie tego wyścigu z Karlem było dla mnie prawie wystarczającym powodem. Wreszcie byłem też przekonany, że zaproponowano mi dwuletni kontrakt z opcją na trzeci.
Spojrzenie na nowe narzędzie pracy Albana Lakty: Bulls Black Adder Team Edition
https://www.velomotion.de/2018/12/first-ride-bulls-black-adder-team-2019-im-kurztest/
W szczególności długość umowy nie jest już dziś kwestią oczywistą
Tak, niestety tak to wygląda. Ostatnio miałem tylko roczny kontrakt, co z jednej strony nakłada dużą presję, az drugiej stawia sportowe spojrzenie na chwiejnych nogach. Jeśli na przykład na mundialu sprawy nie układają się tak dobrze, to nie tylko dręczą cię osobiste wątpliwości, ale masz też konkretne obawy dotyczące przyszłości. Jeśli masz tam wieloletni kontrakt, możesz poczuć wsparcie i czerpać z niego nową motywację i siłę. Właśnie dlatego taka krótkoterminowa sprawa nie wchodziła w rachubę, zwłaszcza w przypadku nowego zespołu.
W tym miejscu podsumujmy pokrótce ten sezon i koniec Canyon Topeak Factory Racing. Jak bardzo to wszystko cię zaskoczyło?
Gdy tylko podpisałem kontrakt na ostatni rok, miałem wrażenie, że dobiega końca. Pamiętam, jak siedziałem w samolocie w drodze na negocjacje kontraktowe. Bardzo chciałem mieć dwuletni, jeśli to możliwe, nawet trzyletni kontrakt. Powiedziano mi bardzo wyraźnie, że nie mogą tego zrobić, ponieważ inni sponsorzy zespołu mieli kontrakty tylko na jeden rok. Wtedy pomyślałem sobie... coś chyba jest nie tak. Ponieważ dotyczyło to również wszystkich moich kolegów z drużyny, właściwie było dla mnie jasne, dokąd zmierza ta podróż.
Sukces sportowy był właściwie słuszny...
Najwyraźniej sprawy idą zbyt dobrze dla Canyon, nie chcąc nikogo obwiniać. W tej chwili motocykle sprzedają się jak świeże bułeczki, nawet bez dodatkowego PR za pośrednictwem zespołu. Oczywiście w ciągu ostatnich kilku lat wykonaliśmy również dobrą pracę przygotowawczą, co z pewnością przyda się w przyszłości. Canyon wspiera wielu sportowców i zespoły i rozumiem, że w pewnym momencie trzeba podjąć decyzję. Oczywiście wtedy nadal uważałem, że to wstyd. Z jednej strony jestem wdzięczny za wsparcie przez wiele lat i możliwości, które mi dano, z drugiej strony wciąż nie jestem do końca zadowolony z tego, jak się to wszystko potoczyło.
Co konkretnie masz na myśli?
Niestety zostaliśmy odrzuceni na długi czas i pozostawieni w ciemności. Pewnego dnia powiedziano, że może jednak tak dalej być, potem zabrakło informacji i dość krótko po mundialu padła ostateczna informacja, że to koniec. Brakowało przejrzystości, a szkoda.
Koniec nigdy nie jest miły dla nikogo w zespole. Nie dla osób odpowiedzialnych, nie dla sportowców, nie dla przełożonych, mechaników itp. Zwłaszcza, gdy pracuje się razem tak długo, jak wtedy, razem się rozwijacie. I nagle wszystko się kończy.
Czy sytuacja wokół zespołu dotyczyła również Ciebie w rozgrywkach?
Impas z drużyną i kontrakt popsuły mi trochę sezon. Jak na moje standardy był to mieszany, czasem nawet zły rok. Niestety Puchar Świata to totalna porażka, drugie miejsce na Cape Epic nie jest złe, ale z drugiej strony to tak daleko. Poza tym było jeszcze kilka miejsc na podium, ale wielkich sukcesów nie było.
Jakoś nie byłem tam mentalnie. Zwłaszcza na mundialu, to wciąż mnie niepokoi. Byłem w dobrej formie, wartości mocy były tam, gdzie powinny być, ale moja głowa nie grała. To zawsze była moja wielka siła w przeszłości. Bycie skupionym, widzenie tunelowe we właściwym momencie. Straciłem to w zeszłym roku.
Masz na myśli konkretną sytuację?
Na Mistrzostwach Świata jeden z torów został zmieniony w bardzo krótkim czasie i szybko straciłem tam ponad dwie minuty do czołówki wyścigu. To sprawiło, że w tamtej chwili poczułem się tak niepewnie i ciągle zadawałem sobie pytanie, jak to się mogło mi przydarzyć. Moja głowa po prostu się tym nie zajmowała. Brakowało skupienia i wtedy to za mało na tym poziomie. Nie chcę zwalać całej winy na sytuację wokół zespołu, ale z pewnością odegrało to dużą rolę.
Więc teraz nowy rozdział w twojej karierze z Team BULLS. Jak zostałeś przyjęty?
Podpis na kontrakcie jest jeszcze mokry, ale już czuję się tu trochę jak w domu. Mam już wszystko, czego potrzebuję do treningu, rower, ubrania, sprzęt, a zespół już mnie świetnie przyjął. Jestem naprawdę szczęśliwy, zwłaszcza z wieloma młodymi kierowcami w zespole. Byki zawsze robiły to dobrze – w zespole zawsze byli młodzi kierowcy, co moim zdaniem jest bardzo ważne dla dobrej chemii w zespole.
Jako trzykrotna mistrzyni świata w maratonie akceptacja i tak nie powinna być dużym problemem...
Oczywiście wniosę do nowego zespołu moje poprzednie sukcesy i swoje nazwisko, ale mam świadomość, że tutaj też muszę ugruntować swoją pozycję. To też jest dla mnie naturalne.
Co najbardziej zauważyłeś podczas pierwszych kilku tygodni z zespołem?
Tutejszy zespół ma już bardzo dobre struktury. Jest to również zasługą Friedemanna (Schmude, kierownik zespołu Team BULLS, adnotacja d. redaktor), który jest z nami od zawsze i dokładnie wie, jak to wszystko działa. To coś, czym jestem naprawdę podekscytowany i coś, co już czułem w miesiącu, w którym byłem zaangażowany w zespół. Organizacja wokół zespołu jest świetna, a jako kierowca naprawdę możesz skupić się w 100% na własnej pracy.
Nowy zespół, nowy partner, a wraz z Cape Epic pierwsza atrakcja sezonu na samym początku - czy nadal denerwujesz się swoją rutyną?
Ale oczywiście! Karl ma 40 lat, ja 39, ale oboje jesteśmy bardzo podekscytowani i trochę zdenerwowani. Trochę jak nowa miłość (śmiech). Jestem bardzo ciekawy, jak Tankwa Trek (Wyścig przygotowawczy do Cape Epic, uwaga d. redaktor) wtedy zadziała. Jak działa komunikacja w stresujących sytuacjach wyścigowych? Oboje wnosimy ze sobą doświadczenie, ale przyzwyczajenie się do nowego partnera zajmuje trochę czasu.
Wiele razy startowałeś w Cape Epic, ale jak dotąd nigdy nie udało ci się wygrać. Dlaczego w tym roku będzie inaczej?
Zgadza się, stoję tam na starcie po raz dziesiąty w tym roku. Wierzę, że Karl i ja nadajemy dokładnie na tych samych falach, jeśli chodzi o taktykę wyścigową i to jest nasza największa siła. Jasne, wcześniej miałem bardzo dobrego partnera, ale często nie współgraliśmy idealnie taktycznie w wyścigu. Zawsze dawał z siebie wszystko, nierzadko lepiej niż ja, ale lubił dawać z siebie wszystko na początku, a potem musiał coś zabrać na koniec - u mnie jest raczej odwrotnie - i na szczęście dla Karla też.
Czy rozmawialiście już o wyścigu? Jak chcesz postępować taktycznie?
Jest tylko jeden sposób na wygranie wyścigu: utrzymanie władzy. Zdecydowanie mamy to, czego potrzeba, mimo że Cape Epic ewoluował nieco bardziej w kierunku facetów z XCO na przestrzeni lat.
Czy to nie dziwne uczucie być na starcie razem z byłym wielkim zawodnikiem?
Karl i ja zawsze byliśmy dużymi konkurentami, właściwie odkąd pamiętam. Zawsze był bardziej specjalistą od wyścigów etapowych, ja miałem swoje mocne strony w wyścigach jednodniowych, ale widać wyraźnie, że widzisz drugiego jako zawodnika. Myślę, że teraz jest to tym bardziej genialne, że możemy razem jeździć.
Jeśli chodzi o doświadczenie, nikt nie powinien być w stanie tak łatwo cię oszukać.
Naprawdę podoba mi się, że Karl i ja, w naszym wieku, wciąż możemy pokazać, że nawet w późnych latach trzydziestych lub wczesnych czterdziestych nie należysz do sportów maratońskich, jeśli ciężko nad sobą pracujesz. Postrzegam nas trochę jako wzór do naśladowania. Wielu już ma tendencję do spisywania na straty rowerzystów w wieku powyżej 30 lat, zwłaszcza na szosie… chociaż Valverde właśnie udowodnił, że jest odwrotnie.
Mówiąc o Valverde, czy osobiście śledzisz kolarstwo szosowe?
Tak tak! To, co fascynuje mnie w większości kolarzy szosowych, to niesamowita chęć ciągłego doskonalenia się, nawet w młodym wieku. Nie ma jednak wątpliwości, że czasami jest przesada.
Czy podczas swojej kariery myślałeś kiedyś o przejściu na ulice?
Może grał, ale nigdy poważnie się w to nie angażował. Właściwie wywodzę się z siatkówki. Wtedy zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie chcę być zależny od zespołu. W końcu chciałbym zgarnąć moc, którą w to włożyłem i móc na nim jeździć na własny rachunek. Ale to, co nadal bardzo mnie interesuje i odgrywa rolę w niektórych rozważaniach, to jazda na czas.
okres próbny? Powiedz mi!
W tym roku postawiłem pierwszy krok i startowałem w krajowych mistrzostwach w jeździe na czas i poszło całkiem nieźle. Jasne, zdecydowanie nie było idealnie… wciąż jest miejsce na poprawę pod względem pozycji siedzenia i materiału, a ja miałem pecha i przez długi czas byłem na deszczu, podczas gdy dla najlepszych było sucho . Jednak jeśli chodzi o dane dotyczące wydajności, byłem w stanie nadążyć za czołówką.
Jest więc wystarczająco dużo celów na przyszłość! Albanie, dzięki za poświęcony czas!
Schreibe einen Kommentar