Spectrum: Vuelta a Espana rozpoczyna się w ten weekend po raz 70. To wystarczający powód, aby zająć się Tour of Spain w naszej serii artykułów o historii kolarstwa. Wybraliśmy chyba najdziwniejszy moment w wieloletniej historii trasy. Mija 10 lat temu Kolumbijczyk Mauricio Ardila pomylił linię mety i oddał zwycięstwo dnia.
Każdy, kto kiedykolwiek brał udział w wyścigach, niezależnie od tego, czy jest to amator, amator czy zawodowiec, wie, jakie to uczucie widzieć linię mety po męczących godzinach w siodle. Potem znów trzeba zmobilizować wszystkie siły, aż po przekroczeniu białej linii na ciemnym asfalcie ciśnienie nagle spada. Jednak zawsze powinieneś być absolutnie pewien, że jest to również linia mety, którą tam przekroczysz, zanim ją odłożysz. Inaczej mógłbyś skończyć jak Kolumbijczyk Mauricio Ardila 9 września 2005 roku w finale 13. etapu Vuelta a Espana do Santuario de la Bien Aparecida.
Wraz z dwoma Hiszpanami Samuelem Sanchezem i Oscarem Pereiro Ardila odjechał od peletonu na kilka kilometrów przed metą. Następnie Ardila otworzył sprint niezwykle wcześnie, zdystansował i zdystansował swoich konkurentów. Wszystko wyglądało na etapowe zwycięstwo zawodowca Davitamon-Lotto, ale wtedy stało się coś niewiarygodnego. Około 400m przed celem dnia był cel ostatniej klasyfikacji górskiej, w tym meta na asfalcie. W gorącym momencie Ardila wziął to za kamień milowy.
Z wyczerpanym śmiechem wyrzucił ręce w górę, przekraczając klasyfikację górską, przestał pedałować i entuzjastycznie wiwatował. Sanchez i Pereiro, jego przeciwnicy, którzy faktycznie zostali pokonani, wydawali się na początku prawie tak samo zaskoczeni jak sam Ardila, ale szybko zareagowali i wyprzedzili zdziwionego Kolumbijczyka. Wygrał Samuel Sanchez przed Pereiro – pechowy Ardila zajął dopiero trzecie miejsce.
Schreibe einen Kommentar