Jazda na rowerze: Jak ten czas leci. Pierwszy tydzień Tour de France 2015 znów przeszedł do historii. Dzisiejszy dzień odpoczynku chcielibyśmy wykorzystać na podsumowanie ostatnich ośmiu dni. Z niemieckiego punktu widzenia było wiele do świętowania, ale była też gorzka porażka, walka o kolor żółty już w toku, a poza tym było mnóstwo innych ważnych wydarzeń.
Walka o żółtą – Froome na pole position
W wyścigu o Maillot Jaune i tym samym zwycięstwie w klasyfikacji generalnej Chris Froome z Team Sky jest z pewnością faworytem nadchodzących trudnych etapów w Pirenejach. Zwycięzca Tour 2013 robi obecnie najsolidniejsze i najsilniejsze wrażenie na zawodnikach w rankingach, dlatego też jeździ w żółtej koszulce. Wszyscy jego pomocnicy również są w doskonałej formie – Richie Porte, który bardzo rozczarował podczas Giro, dużo pracuje, a weteran Geraint Thomas również ciężko pracuje dla swojego zespołu i kapitana. Jednak w ciągu ostatnich kilku dni wielokrotnie było widać, że Froome nie pozwolił swoim pomocnikom dociągnąć go do mety i ufał wyłącznie sile zespołu. Wielokrotnie brał na siebie odpowiedzialność, wydawał polecenia i popychał kolegów do przodu.
Dużym rozczarowaniem był jak dotąd występ ubiegłorocznego zwycięzcy Vincenzo Nibali (Astana). Jego raczej słabe występy na razie nie są jednak wielką niespodzianką, gdyż jego dotychczasowy sezon i tak był dość zróżnicowany, a za jego formą kryło się coś więcej niż tylko znak zapytania. Jednak w zeszłym roku rozpoczął trasę z podobnymi oczekiwaniami i ostatecznie zatriumfował w Paryżu.
Wygląda jednak na to, że w tym roku nie uda mu się odnaleźć w nogach na tyle, aby wywrzeć decydujący wpływ na klasyfikację generalną. Nie tylko ponad dwuminutowa strata do lidera Froome powinna dać do myślenia jemu i jego zespołowi, ale przede wszystkim jego problemy na trudnych odcinkach do Huy czy Mur de Bretagne. O ile w Huy an der Mur z trudem dotrzymywał kroku czołówce, o tyle na ostatnich kilometrach na mecie ósmego etapu na Mur de Bretagne musiał odpuścić rywalom. Niezbyt dobry znak dla Nibalego, gdy przed nami jeszcze naprawdę trudne etapy górskie.
Ulubiony zegarek Velomotion
1. | Fabio Arau | 85:36:13 |
2. | Joaquima Rodrigueza | 00:0:57 |
3. | Rafał Majka | 00:01:09 |
4. | Kwintana Nairo | 00:01:42 |
5. | Esteban Chávez | 00:03:10 |
6. | Toma Dumoulina | 00:03:46 |
7. | Alejandro Valverde | 00:06:47 |
8. | Mikela Nieve’a | 00:07:06 |
9. | Daniel Moreno | 00:07:12 |
10. | Louisa Meintjesa | 0:10:26 |
Pozostali faworyci również będą musieli w nadchodzących dniach ogromnie się postarać, aby móc ponownie stanowić zagrożenie dla Froome. Alberto Contador (Tinkoff-Saxo) traci nieco ponad minutę, a Nairo Quintana (Movistar) niecałe dwie. Ten ostatni mógłby najlepiej wykorzystać swoje mocne strony w Pirenejach i stanąć po stronie Froome’a. Tejay van Garderen z BMC może i na czele traci do Brytyjczyka zaledwie 12 sekund, ale wysokie góry nigdy nie były terenem, w którym Amerykanin czuł się najlepiej. Jest prawdopodobne, że w nadchodzących dniach wycofa się z wyścigu o tytuł.
Radość i smutek niemieckich kierowców
Z niemieckiego punktu widzenia pierwszy tydzień trasy był całkiem przyjemny. Najważniejsze są trzy zwycięstwa etapowe – dwa razy André Greipela (Lotto-Soudal), raz Tony’ego Martina (Etixx-QuickStep), a w międzyczasie Martin i Greipel przez kilka dni jeździli na trasie w żółtych i zielonych barwach. John Degenkolb również dobrze wystartował, choć brakuje mu (jak na razie) większych sukcesów. Jednak ostatnie cztery dni spowodowały pewne niepowodzenia z niemieckiego punktu widzenia.
Niemiecka kolejka górska tegorocznego Tour de France rozpoczęła się od jazdy indywidualnej na czas na początku trasy. Tony Martin zaczynał jako nowo koronowany mistrz Niemiec w jeździe na czas i był również uważany za faworyta na arenie międzynarodowej. 30-latek pokazał się z dobrej strony, ale został pokonany przez po raz kolejny niezwykle silnego Australijczyka i byłego rekordzistę świata w jeździe godzinnej Rohana Dennisa – rozczarowanie było odpowiednio duże. Pierwszy duży sukces przyszedł drugiego dnia: André Greipel pewnie pobiegł sprintem do swojego pierwszego zwycięstwa etapowego w Zelande, wyprzedzając Petera Sagana (Tinkoff-Saxo) i Fabiana Cancellarę (Trek). Kolejna porażka nastąpiła trzeciego dnia, kiedy Tony Martin w ostatniej sekundzie na Mur de Huy stracił żółtą koszulkę na rzecz Fabiana Cancellary. Ale następnego dnia nadszedł wielki moment dla niemieckiego profesjonalisty z Etixx: w finale trudnego etapu z wieloma pavémi zwyciężył solo i przejął żółtą koszulkę.
Martin pewnie obronił upragnioną koszulkę na piątym etapie – jadący w kolorze zielonym Greipel wygrał także swój drugi etap. W niemieckim lesie gazet na pierwszych stronach gazet od dawna pojawiają się nagłówki poświęcone tematyce kolarskiej. Jednak kolejne dni pokazały, jak szybko potrafią zmienić się nastroje: Tony Martin szóstego dnia podczas finału etapowego w Le Havre popełnił błąd w prowadzeniu pojazdu i wycofał się z tegorocznej trasy ze złamanym obojczykiem. Następnego dnia Greipel także stracił pierwszą koszulkę na rzecz coraz silniejszego Sagana. Dwa czułe amortyzatory, ale nie powinny one przesłaniać naprawdę dobrych osiągów niemieckich przetworników.
Wielki moment szoku
Najgorszym i prawdopodobnie najbardziej znaczącym momentem dotychczasowej trasy był masowy upadek na trzecim etapie do Huy. Na lekko pochyłej drodze William Bonnet (FDJ) stracił kontrolę nad przednim kołem i spadł z prędkością ponad 60 km/h.
Kilkudziesięciu innych kierowców nie było w stanie uniknąć zderzenia i z całą siłą rozbiło się na twardym asfalcie. Bonnet złamał kręg szyjny, ale przeszedł operację i przetrwa kontuzję bez żadnych długoterminowych konsekwencji.Dla wielu innych kolarzy ta jesień była początkiem tegorocznej trasy. W tym Fabian Cancellara, Tom Dumoulin (Giant-Alpecin) i Simon Gerrans (Orica-GreenEdge).
Ofiary trzeciego etapu masowego upadku
Schreibe einen Kommentar