Wyścigi na stojąco są integralną częścią programu wielu wyścigów 6-dniowych. Ostatnie oficjalne mistrzostwa świata w tej dyscyplinie odbyły się dwadzieścia lat temu. W 1994 roku Niemiec Carsten Podlesch wygrał finałowy wyścig w Palermo za swoim rozrusznikiem serca Dieterem Durstem. Od tego czasu ucichła międzynarodowa rywalizacja o dyscyplinę, która kiedyś była tak popularna. Niemal renesansowe odświeżenie nastąpiło w tych dniach na berlińskim Velodromie. Mało który format wzbudza wśród widzów tyle entuzjazmu i radości. Amerykanin Zachary Kovalcik udowadnia, że sport na stojąco nie jest sportem dla starych ludzi. I co roku na nowo.
Ze swoim niezrównanym stylem przyciąga tłumy i zawsze jest dobry do śmiechu. W krótkim wywiadzie podczas 6-dniowego wyścigu w Berlinie mogliśmy dowiedzieć się, jak przeszedł drogę od kuriera rowerowego w swoim rodzinnym Pittsburghu do jednego z najpopularniejszych kolarzy na arenie międzynarodowej i kilku tytułów mistrzowskich USA w Madison oraz na czym polega jego wegański styl życia.
Witaj Zaku. Właśnie wykonałeś swój pierwszy bieg na pobyt z Berlin Six Days, który jest nieco przestarzały. Jak trafiłaś do kolarstwa?
W przeciwieństwie do innych nastolatków, kiedy skończyłem siedemnaście lat, nie chciałem samochodu. Dorastałem na scenie punkrockowej i wszyscy używają rowerów do pracy lub szkoły, na popołudniowe spotkania lub na małą wycieczkę. Było po prostu trochę luźniej. W wieku 19 lat w końcu zacząłem pracować jako kurier rowerowy i wtedy po raz pierwszy naprawdę zetknąłem się z rowerami. Wtedy zacząłem interesować się technologią.
Kiedy miałeś swoje pierwsze doświadczenie w wyścigach i jak doszło do przejścia na kolarstwo torowe?
Na początku była to dla mnie tylko praca. Lubiłem przebywać na świeżym powietrzu i uprawiać sport. Byłem jednym z nielicznych, którzy w tamtym czasie używali roweru torowego do pracy jako kurier rowerowy. W pierwszym roku mojej pracy brałem udział w kilku wyścigach alleycat w North American Courier Championship. Co zabawne, wygrałem klasyfikację generalną na rowerze torowym. Potem w 2006 roku przeprowadziłem się do Portland w stanie Oregon i tam był welodrom. Poszedłem na wyścig i od tego momentu jestem uzależniony.
W 2007 roku wpadłem w oko trenerowi i zacząłem z nim pracować. Motywował mnie, dopóki nie zostałem zawodnikiem kategorii 3, a potem zakwalifikowałem się do krajowych mistrzostw i stanąłem tam na podium. Moja miłość do kolarstwa torowego nie zmieniła się od tamtego czasu.
Czy są jakieś cele, które wyznaczyłeś sobie na najbliższe lata?
Chcę dalej startować w wyścigach długodystansowych, to dla mnie świetna zabawa. 6-dniowe wyścigi są na szczycie mojej listy, ale niestety są tylko wyścigi w Zurychu i Berlinie, gdzie w programie jest dyscyplina stayer. Poza tym jeżdżę również Sixdays w Kopenhadze lub 3-dniowym wyścigiem w Los Angeles, oba w Madison. Ale jestem też podekscytowany Mistrzostwami Świata w scratchu, to byłby kolejny krok, który chciałbym zrobić.
To już Wasza trzecia wizyta w Niemczech. Co jest dla ciebie takiego specjalnego w Niemczech?
Zgadza się, w 2012 roku zostałem zaproszony przez Carstena Podlescha do przyjazdu do Niemiec. Powinienem spróbować zrobić wyścigi dla stałych bywalców. Najwyraźniej nieźle mi poszło. [śmiech] Pierwszy wyścig pojechałem w Chemnitz. W zeszłym roku byłam w Berlinie po raz pierwszy i od początku byłam totalnie zafascynowana tym miastem. Poza kilkoma miastami w USA, Berlin jest moim absolutnie ulubionym miastem. Podoba mi się atmosfera tutaj, ludzie są bardzo przyjaźni, jedzenie jest świetne i oczywiście lubię 6-dniowy wyścig. Publiczność jest taka szczęśliwa. Rozumieją format i reagują na każdą najmniejszą rzecz, która dzieje się podczas wyścigu. Rzadko to mamy w Stanach.
Wielu może nie wiedzieć, że żyjesz weganinem. Jak to pasuje do twojego codziennego życia jako profesjonalisty? Na pewno jest to czasami trochę skomplikowane.
Prawdopodobnie udajesz, że jest to trudniejsze niż jest w rzeczywistości. Od prawie dziesięciu lat jem wegańskie jedzenie, dużo dłużej niż zawodowo jeżdżę na rowerze. Wcześniej było to częścią mojego codziennego życia i nie było trudno się do tego przyzwyczaić.
Czy używasz specjalnych produktów, aby zapobiegać objawom niedoboru?
Nie, nie prawda. Staram się jeść jak najbardziej różnorodnie i pić dużo wody. Nie mam żadnych objawów niedoboru ze względu na mój wegański tryb życia. Jednak podczas podróży może to być bardzo denerwujące. W Sixdays mamy świetny catering, ale od czasu do czasu przynoszę własny wegański sos do makaronu. Musisz planować z wyprzedzeniem, ale szybko się do tego przyzwyczajasz. To, co najbardziej lubię w Berlinie, to właśnie to YoYo w Friedrichshain. Bardzo lubię tam jeść.
Wcześniej wspomniałeś o swoim punkrockowym pochodzeniu. Wiele osób zwraca na ciebie uwagę ze względu na twój niecodzienny styl, z kolczykami, tatuażami i długimi, kolorowymi włosami - trochę punkrockowy. Jak ważny jest dla Ciebie Twój styl?
Nigdy nie zastanawiałem się nad tym szczerze mówiąc. Fryzurę mam od 15 roku życia. W pewnym momencie zaczęłam farbować włosy na blond i zapuszczać warkocze. Kiedy zacząłem się ścigać, zwróciłem na siebie dużą uwagę i wielu ludziom się to podobało, ponieważ zawsze byłem rozpoznawany. Z pewnością przyciąga wzrok, a publiczność doświadcza pewnej ilości rozrywki. Z drugiej strony, ludzie teraz tego ode mnie oczekują, więc mam dylemat co do mojego stylu [śmiech].
Na koniec chcemy zadać Ci kilka krótkich pytań, że tak powiem, szybkich ujęć. No to ruszamy.
Podróżujesz czy ścigasz się w domu?
Podczas podróży poznajesz nowych ludzi i nowe miejsca, więc zdecydowanie podróżuj!
Rower stacjonarny czy normalny?
Moje serce należy do roweru torowego. Gdybym miał wybierać, wolałbym to od specjalnego roweru stacjonarnego.
Ciężkie sesje treningowe czy relaksujące rundy z przyjaciółmi?
Musisz zrobić jedno i drugie [śmiech], ale gdybym musiał wybrać, wybrałbym zrelaksowaną rundę z chłopakami.
Dzięki za rozmowę, Zachary! Życzymy dalszych sukcesów i już nie możemy się doczekać nadchodzącego wyścigu torowego z Tobą.